Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

niedziela, 13 września 2015

Kalmar, autostop, parada równości (?)




Kalmar, autostop, parada równości (?)





(uwaga, będzie długo, ale wynagrodzę to dużą ilością zdjęć :))

Ta sobota była chyba najciekawszym dniem od kiedy przyjechałem do Szwecji. Cały dzień w trasie, pierwszy autostop, Kalmar, wyspa Oland, parada równości i ponownie ludzka uprzejmość. Chciałem to wszystko opisać tuż po powrocie do domu, ale byłem tak zmęczony, że po chwili zasnąłem. Piszę więc w kolejną spokojną i leniwą niedzielę… Ale zacznijmy od początku.


Zarówno Kalmar, jak i autostop, od dłuższego czasu chodził mi po głowie, a że zdarzyła się wolna i słoneczna sobota, to nie pozostało nic innego jak wykorzystać w całości ten dzień. 

Jest więc godzina 10 rano, a ja, razem z  Andrzejem i Agatą stoimy na autostradzie przy idealnej do zatrzymania się zatoczce. Wyciągamy kartkę do pierwszego jadącego samochodu i … pierwszy zawód. Drugi, trzeci, dziesiąty. - Fuck, jak te samochody zapieprzają (w końcu to autostrada - na której z resztą nie można łapać) - myślę sobie, gdy mija nas kolejne nowe volvo. Po kilku strąbieniach, zarządzamy przegrupowanie się i uzupełnienie zasobów w McDonaldzie. 


Jeszcze wesoły


Andrzej lekko podłamany
Po dwóch szybki cheesburgerach i przestudiowaniu mapy ruszamy dalej wzdłuż autostrady prowadzącej do Kalmar. Pobocza nie ma, docieramy więc przez trawę do mostu, który trzeba pokonać przebiegając po jezdni.

Gdy razem z Andrzejem czekamy po drugiej stronie, Agata wciąż stoi z wyciągniętą kartką. - Schowaj tę kartkę - krzyczę - nikt się tu przecież nie zatrzyma, nie ma szans. Kończąc wypowiadać ostatnie słowo przed Agatą zatrzymuje się biały samochód. Po chwili, uśmiechając się i siedząc na tylnym siedzeniu, wiem jedno - nigdy nie mów nigdy. 

Tym bardziej, że Jessica i Jonas  zawrócili specjalnie, żeby nas zabrać. (Dziękuję tu mamie Jessici, bo to podobno ona namówiła ją do zabierania autostopowiczów.) Oboje pochodzą z północy Szwecji i przeprowadzili się do Karlskrony, żeby Jess mogła uczyć się na Uniwersytecie w Kalmar, do którego codziennie dojeżdża z naszego miasta. Gadka kleiła się jak byśmy znali się od dawna, a poczucie humoru Jonasa sprawiało, że nie mogłem wytrzymać ze śmiechu. Cóż... podobno Szwedzi nie są chętni do brania na stopa, bo boją się niezręcznej ciszy, która może zapaść w samochodzie, gdy przemieli się wszystkie tematy…

Nam jednak 80 kilometrowa podróż minęła nadzwyczaj miło i szybko, przy poruszeniu wielu tematów; począwszy od sportu i  alkoholu na dinozaurach kończąc. 

W końcu dotarliśmy do Kalmar i ruszyliśmy w stronę poleconego parku i zamku, a Jonas i Jessica pojechali dalej, do swojego celu - kupić meble w IKEI.






Bóg w dom, grzyb w dom


Idąc w stronę parku zostaliśmy zaczepieni przez Polkę idącą na paradę równości. Wtedy wyjaśniła się obecność wszystkich tęczowych flag, które były dosłownie wszędzie. 


Przed paradą postanowiliśmy jednak zwiedzić zamek, z którego rozciągał się wspaniały widok na morze. Po zrobieniu kilku zdjęć i spotkaniu polskiej wycieczki, trafiliśmy na dziedziniec zamku, na którym stali elegancko ubrani weselni goście oczekujący na ukazanie się pary młodej. Mimo, że całkowicie odstawaliśmy od elegancko ubranych ludzi to postanowiliśmy przez chwilę całe to widowisko poobserwować. 



No to Hop



Kalmar Slott



















Kolejnym punktem było nic innego jak napicie się piwka na molo. Mimo, strasznego wiatru zabunkrowaliśmy się na końcu mola jedząc „obiad” i popijając wodnistym 2,8% szwedzkim piwem.










Ja, Kalmar, parada równości



W między czasie zauważyliśmy, że parada zdążyła już ruszyć więc postanowiliśmy ją dogonić. Okazało się, że poruszała się dość szybko musieliśmy ją więc gonić przez sporą część miasta, trafiając przy okazji na piękne miejsce, takie jak to na zdjęciu poniżej.





Gdy już dogoniliśmy nasz kondukt byłem pod ogromnym wrażeniem jak Szwedzi potrafią się bawić i cieszyć życiem. Bardzo staram się unikać porównań, ale coś co u nas nie miało by szans na wydarzenie się bez jakichkolwiek przeszkód - tu jest dla całego miasteczka powodem do dumy i świętowania. Wszyscy ubrani na kolorowo, DJ puszczający muzykę z samochodu i tańczący homoseksualiści - wow.




Jeszcze bardziej zaskoczyła mnie całkowita różnorodność ludzi biorących udział w paradzie. Były tam rodziny z dziećmi, matki z wózkami, pary mężczyzn (również z wózkami), dziecięcy klub sportowy, starsze, ładnie ubrane panie oraz przede wszystkim młodzież. Jeszcze raz zobaczyłem więc jak dużym dystansem do życia wyróżniają się Szwedzi.





Podążaliśmy więc za paradą, przy okazji zwiedzając miasto. I tak natrafiliśmy na bardzo ładny rynek i katolicki kościół z … tak, kolejną polską wycieczką w środku. Jak powiedział Andrzej - Jak zawsze, Szwedzi się bawią, Polacy siedzą w kościele…





Po moich usilnych staraniach i przekonywaniu dołączyliśmy znów do parady, idącej uliczką z restauracjami wprost do głównego rynku. Po tym parada dotarła do wielkiej sceny, na której zaczęły się przemowy i wystąpienia nagradzane gromkimi brawami.


Öland



Po masie wrażeń, przyszedł czas na kolejne - wyprawę na wyspę Öland. Jadąc przez 7 kilometrowy most dotarliśmy do Farjestaden, pierwszego miasteczka na wyspie. Nie było szans na zwiedzenie całej wyspy, rozejrzeliśmy się więc tylko po porcie i pięknym wybrzeżu i poszliśmy po jakieś jedzenie. Portowe restaurację wyglądały pięknie, ale ceny jedzenia w nich serwowanych były zabójcze. Uwierzcie, że ok. 60 zł za burgera skutecznie odstrasza.









Wybraliśmy się więc do supermarketu ICA i tam obkupiliśmy się w niekoniecznie zdrowe produkty, po czym ruszyliśmy na brzeg aby zjeść i popodziwiać widoki.











Zaczynało robić się późno, a my w planie mieliśmy jeszcze łapanie stopa do domu. Najpierw postanowiliśmy jednak złapać stopa z wyspy do Kalmar, co udało się po raz drugi - w ostatnim momencie, gdy już mieliśmy wchodzić do autobusu. Mili państwo około 50-tki zabrali nas na sam dworzec i stanowczo poradzili wracać do domu pociągiem zamiast autostopa. 




Początkowo nie chciałem się na to zgodzić, bo podroż pociągiem oznaczała ponad 2,5 godziny w trasie, ale przemówił rozsądek i po chwili siedzieliśmy w wygodnym pociągu, z regulowanymi zagłówkami i panelem z muzyką, do którego można było się podłączyć słuchawkami. Gdy przyszedł czarnoskóry, uśmiechnięty kontroler biletów - ani trochę nie żałowałem, że wybraliśmy pociąg - gdyż skasowanie przez niego biletów polegało na narysowaniu na bilecie trzech serduszek - po jednym dla każdego z nas - i życzeniu miłego weekendu.





Po przesiadce w malutkiej i całkowicie martwej mieścince Emmaboda - jechaliśmy już pociągiem do Kalrskrony, w którym radosna pani kontroler po sprawdzeniu biletu poczęstowała nas cukierkami z okazji 30-tych urodzin linii kolejowej, którą właśnie jechaliśmy. 

Szwecjo, kocham Cię.


(zdjęcia zrobione przeze mnie i Agatkę)









komentarze

  1. Jaka wspaniała wyprawa! I wspaniali Szwedzi! Jeździłam wielokrotnie szwedzkimi pociągami i mi nigdy nie skasował tak fajnie biletu :( i te cukierki! Czad. Czekam na kolejne historie! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. dziekuje Malinko :) bede tworzyl dalej :) Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń