Autostop po rumuńsku
Po kongresie, z naszego kochanego Murighiolu dostaliśmy busem się do Tulczy. Stwierdziliśmy jednak z Golan (pozdro Madzia), że będziemy kontynuować swoją rumuńską podróż z przygodami i bez płacenia, czyli z autostopem.
Dotarliśmy więc na wylotówkę, zrzuciliśmy plecaki, przygotowaliśmy kartki i ... nic.
Po chwili podszedł do nas jakiś facet z pobliskiego warsztatu i zaczął tłumaczyć, że kompletnie źle stoimy. Zmieniając miejsce na właściwe, zatrzymał się taksówkarz, żółtej (a jakże!) Dacii, pytając czy potrzebujemy podwózki lub pomocy. Również wskazał nam poprawne miejsce i odjechał z uśmiechem.
A tu nic. |
Ludzie pomimo, że się nie zatrzymywali to chociaż uśmiechali. Po chwili jednak zatrzymał się około 30-letni Rumun, który próbował powiedzieć nam po angielsku, że on co prawda, nam nie pomoże ale wskazał nam grupę dla autostopowiczów na facebooku, gdzie można się z kimś umówić i zapłacić za podwózkę się do Bukaresztu. Taki romanian bla bla car. Bardzo podziękowaliśmy za pomoc, ale jeżeli miałbym płacić to już wolałem za autobus.
Takie widoczki obok |
Nagle zatrzymuje się stary mały ford, a w nim facet wyglądający jak typowy Słowianin rodem z lat 90-tych. Na czubku głowy trochę łysawy ale z tyłu włosy długie. Do tego te okulary i klasycznie... wąsy. Wyglądał jak jakaś gwiazda disco polo, a w dodatku mówił po niemiecku. Mogło być lepiej? Nalegał, żebyśmy wsiedli to podwiezie nas na lepszą miejscówkę. Z lekkimi obawami ale wsiedliśmy. Podczas jazdy bałem się, że samochód prędzej rozleci się na kawałki niż dojedziemy do celu, ale udało się!
Po chwili łapania z miejskiego centrum autostopowego (gdzie stali też stopujący mieszkańcy) udało nam się złapać starego golfa, z trzema chłopakami w środku. Co prawda, tylko jeden mówił po angielsku i nawet pracował w Kopenhadze! ale ogólnie było bardzo przyjemnie. Sam kierowca, jak się okazało, pracuje właśnie przy takich wiatrakach. W dodatku jechał naprawdę szybko, więc po około 2,5 godzinie byliśmy już na lotnisku w Bukareszcie, bo akurat tam kończyła się trasa naszego kierowcy.
Dzięki temu, nie tylko zaoszczędziliśmy i spotkaliśmy miłych ludzi ale także zostało nam trochę czasu na zwiedzanie Bukaresztu, a więc do dzieła!
Jest i on! |
A swoją podróż zaczęliśmy oczywiście z...
naszego byczka. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz